Powoli zbliża się termin rozpoczęcia zapowiadanego strajku w Przewozach Regionalnych. Na strajku ucierpią podróżni, spółka i cała branża, ale z punktu widzenia związków zawodowych, decyzja o strajku jest logiczna – uważa Rafał Jasiński, dziennikarz „Rynku Kolejowego”.
Dziwi mnie oburzenie na związki zawodowe, że planują strajk (legalny bądź nie, ale o tym rozstrzygnie sąd). Niejako w odpowiedzi na nie chyba należy zacząć od truizmu, że podstawowym celem związków zawodowych jest ochrona interesów swoich członków. W ustawie o związkach zawodowych napisano wprost: „Związek zawodowy jest dobrowolną i samorządną organizacją ludzi pracy, powołaną do reprezentowania i obrony ich praw, interesów zawodowych i socjalnych”, a strajk jest (choć ostatecznym) narzędziem do realizacji celów.
Stąd, w sytuacji, kiedy Przewozy Regionalne tracą pracę przewozową na rzecz innych spółkek, czy to powoływanych przez jej właścicieli, czy to na rzecz innych podmiotów (likwidacja połączeń dalekobieżnych i de facto przekazanie pracy przewozowej PKP Intercity, czego najlepszym przykładem jest likwidacja pociągu Interregio Bolko i utworzenie TLK Bolko) lub po prostu jest likwidowana (ograniczenie oferty w ruchu transgranicznym), nie dziwi dążenie załogi do zachowania pracy przewozowej.
Dobrze to obrazuje wypowiedź Henryka Grymela, przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ Solidarność dla portalu PulsHR.pl: "Ludzie już nic nie mają do stracenia, jeżeli polityka marszałków województw względem Przewozów Regionalnych nie zmieni się, znajdą się na bruku". Bo nie należy przy tym zapominać, że zatrudnienie u przewoźnika spada (pod koniec 2009 r. pracowało tam 15,2 tysięcy osób, a 5 lat później zatrudnionych było już tylko ok. 9 tysięcy).
Gdy dodać jeszcze fakt, że w kraju nastały czasy, gdy związki zawodowe już nie stanowią parasola ochronnego dla reform, a różne grupy zawodowe dochodzą swoich praw poprzez najwyższe czynniki państwowe (np. górnicy, pielęgniarki), tym bardziej nie dziwi, że reprezentacje zagrożonych pracowników kolejowych dążą do paraliżu komunikacyjnego, aby w taki sposób osiągnąć swoje postulaty.
Zresztą sytuacja na linii władze spółek kolejowych – związki zawodowe nie jest chyba obecnie najlepsza, skoro strajk ten spotkał się z poparciem organów związkowych w innych podmiotach rynku kolejowego. Stosowną deklarację wniosła np. „Solidarność” działająca w PKP PLK, która (nawiasem mówiąc) jest zaniepokojona działaniami we własnej spółce. Nie najlepiej jest w PKP Cargo, czego przykładem jest wystosowany do Prezesa Rady Ministrów list o sytuacji w spółce.
Postulaty związków zawodowych
Patrząc na postulaty wyrażone przez Leszka Miętka, przewodniczącego Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych i wiceprezydenta Europejskiej Federacji Maszynistów ALE (artykuł opublikowaliśmy tutaj), to obok zawarcia umów z samorządami wojewódzkimi i gwarancji zatrudnienia na okres 5 lat, ich adresatem nie jest tylko zarząd spółki. Dotyczą one również takich podmiotów jak właściciele przewoźnika (wezwanie do zawierania kilkuletnich umów z przewoźnikiem, będących warunkiem restrukturyzacji spółki) oraz Rady Ministrów (głównie Minister Infrastruktury i Rozwoju) i parlamentu.
Te ostatnie podmioty można przywołać w kontekście potrzeby przywrócenia dofinansowania z Funduszu Kolejowego do przewozów w województwach. Jego likwidacja od przyszłego roku wydaje się być niezrozumiała w kontekście celów restrukturyzacji spółki (np. osiągnięcia stałej rentowności, pozyskiwania nowego taboru). A wspomniany przez Leszka Miętka odpływ pasażerów od kolei, obok czynników obiektywnych, jak np. rozwój konkurencyjnych form przemieszczania się, chyba w większym stopniu niż przywołane samorządy wojewódzkie obciąża resort, który np. nie potrafi przeforsować wspólnego biletu na dotowane ze środków publicznych pociągi czy nie proponując dobrego rozwiązania prawnego dla regionalnych „połączeń stykowych”.
Będą kolejne strajki?
Można odnieść wrażenie, że nawet udana restrukturyzacja spółki może nie zakończyć kłopotów na linii związki zawodowe – rząd. Przejęcie udziałów przez Agencję Rozwoju Przemysłu, oddłużenie spółki i wyprowadzenie jej finansów na prostą ma stanowić początek drogi do prywatyzacji. Tak wynika z odpowiedzi Sławomira Żałobki, Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, na interpelację nr 31551 posłów Bogdana Rzońcy i Jana Warzechy (posłów Prawa i Sprawiedliwości) „w sprawie kolejowych przewozów pasażerskich”.
Według słów Żałobki, celem procesu restrukturyzacji Przewozów Regionalnych ma być „postawienie jej na nogi” i sprzedaż. „Zakłada się, że w średnio lub długoterminowej perspektywie Agencja Rozwoju Przemysłu S.A. dokona odpłatnego zbycia udziałów, które będzie posiadała w Przewozach Regionalnych sp. z o.o. Nie jest brane pod uwagę nieodpłatne przekazanie udziałów na rzecz samorządów województw, z uwagi na fakt, że Agencja Rozwoju Przemysłu S.A., jak każdy inwestor, oczekuje zysków w związku z nakładami poczynionymi przy realizacji określonej inwestycji” – można przeczytać w odpowiedzi na interpelację. Całość znajduje się tutaj.
Wprawdzie w polityce rzadko myśli się w „perspektywie średnio- lub długoterminowej”, jednak sprzedaż spółki podmiotowi trzeciemu wydaje się całkiem realna. Czy pracownicy spółki przyjmą ten proces spokojnie, a może będzie on przyczyną do kolejnym niepokojów na kolei – to pokaże czas. Przykład chociażby Przedsiębiorstwa Napraw Infrastruktury pokazuje, że prywatyzacja nie jest równoznaczna z samymi profitami, zwłaszcza dla pracowników.
Stąd scenariusze rozwoju wypadków na linii rząd – związki zawodowe mogą być różne. Zwłaszcza, że Przewozy Regionalne są nadal największych kolejowym przewoźnikiem pasażerskim i (cytując wspomnianą odpowiedź na interpelację) „stanowią istotny element funkcjonowania pasażerskich przewozów regionalnych w Polsce”. Choć nie tylko w obsłudze województw, skoro ma jeszcze potencjał do uruchomienia 130 dodatkowych pociągów, które dowiozą i odwiozą z całej Polski uczestników imprezy Przystanek Woodstock.